Zaczęłam uporczywie szukać mieszkania do kupienia, na szczęście moja Rodzina mnie mocno wspierała na odległość, przecież gdzieś musiałabym mieszkać po urodzeniu dziecka.
Przez trzy miesiące wszystkie dni wyglądały tak samo, studia, poszukiwanie mieszkania, praca i tak w kółko.. Na szczęście w okolicy Świąt Wielkanocnych udało mi się mieszkanie zakupić i zaczął się koszmar remontowy. Po miesiącu walki z "fachowcami" mogłam się wprowadzić do własnego M-3, no i dalej musiałam zacząć radzić sobie sama...
Zaliczyłam prawie całą sesję, zanim urodziłam dziecko, jeden egzamin został mi na wrzesień, no i jako tako poszedł w 2 terminie...
Dzięki pomocy Mamy przetrwałam ostatnie trzy miesiące studiów, magisterkę pisałam teoretyczną, więc nie musiałam być na uczelni, w międzyczasie zaczęłam pracować, bo na stypendium socjalne trudno było się utrzymać z małym dzieckiem, i Mamą, która, gdy pomagała przy dziecku. Studia i staż skończyłam w terminie, niestety kosztem pobytu mojego dziecka przez pół roku u dziadków; pracowałam po trzy tygodnie bez dnia wolnego, żeby móc na 4 dni pojechać do Córki. Sporo mnie to wysiłku i nerwów kosztowało, ale czarnowidztwo mojej niedoszłej teściowej "będzie warzywa na rynku sprowadzać" nie sprawdziło, sprzedaję, ale leki w aptece. A jej syn, któremu dziecko niby nie pozwoliłoby studiów skończyć po studiach wylądował w urzędzie dla bezrobotnych, los potrafi być przewrotny.
Trzymaj się sama mamo :) pozdrawiam również sama mama :)
OdpowiedzUsuń